Paweł Pawlikowski „Zimna wojna”

zimnawojna

Uważam, że „Zimna Wojna” zasługuje na Oskara, ale uważam, że Oskara „Zimna wojna” nie dostanie. Nie dostanie dlatego, że jest to film zbyt konserwatywny, zbyt osadzony w klasycznych filmowych schematach i kliszach i przez to zbyt przewidywalny, co dla jednych jest wspaniałe, a innych mierzi.

„Zimna Wojna” nie dostanie Oskara dlatego, że niczym widza nie zaskakuje poza genialną scenografią, poza wielkimi rolami Joanny Kulig i Tomasza Kota, poza świetną muzyką i pracą kamery. Ot, klasyczny filmowy romans, skuteczny wyciskacz łez, opowieść o dwojgu zakochanych – pojebanej kobiecie i cierpliwym mężczyźnie albo cierpliwej kobiecie i pojebanym mężczyźnie.

„Zimna Wojna” nie dostanie Oskara dlatego, że jest jak tocatta i fuga d-mol Bacha wykonana tak, że lepiej już nie można. Znamy każdy kolejny przejrzysty i doskonale zagrany dźwięk, spodziewamy się kolejnego, wiemy, jak się skończy melodia. Jedni z tego powodu płaczą ze wzruszenia, a inni ziewają z nudów.

PS. Joanna Kulig jest w tym filmie tym wszystkim, czego oczekuję od genialnej aktorki. Jest jednocześnie piękna i brzydka, młoda i stara, interesująca i nudna, seksowna i odpychająca. Są teraz tylko dwie takie aktorki na świecie. Joanna Kulig i Scarlett Johansson. Kocham je obie taką samą miłością.

Piotr C. „Pokolenie Ikea” i „Pokolenie Ikea.Kobiety”

978-83-8083-446-0

Przeczytałem książki Piotra C. z kilkuletnim opóźnieniem. Sądząc po docierających szczątkowo komentarzach i opiniach zakładałem wcześniej, że mamy tu do czynienia z jakimś internetowym, wulgarnym rzygiem i że nie ma w ogóle się czym interesować.

A jednak. Jest się czym interesować, bo te dwa teksty to nie tylko bodaj najcelniejszy portret warszawskich 30-latków, z jakim się zetknąłem, nie tylko znakomite teksty obyczajowe o relacjach kobieco-męskich, ale – na co mało kto zwraca uwagę – również fajne współczesne powieści miłosne. Mówiąc wprost – są to romanse.

O tych dwóch książkach napisano już praktycznie wszystko. Najczęściej poddawano je druzgocącej krytyce za wulgarność, seksizm, generalizacje i mizoginizm. Nie pasują one do kanonów literackiej poprawności tradycjonalnych krytyków „literatury pięknej”, dla których język, prosta („prostacka”) forma i minimalistyczny styl są absolutnie nie do zaakceptowania. Nie pasują one kręgom postępowej lewicy za jawny seksizm, stawanie w poprzek politycznej poprawności i radykalny (choć moim zdaniem pozorny) mizoginizm głównego bohatera. Nie będą one również pasowały prawicy, bo główne postaci z wartościami przez nią wyznawanymi mają, delikatnie mówiąc, mało wspólnego. Są więc te książki sierotami, skazanymi na hejt ze wszystkich stron.

Główny bohater książek, Czarny, jest prawnikiem. Pracuje w jednej z warszawskich kancelarii na stanowisku średniego szczebla. Prywatnie jest mieszkającym samotnie singlem prowadzącym dość intensywnie hedonistyczne życie, którego głównym motywem są kobiety. Dużo kobiet. Nie jada w domu, wieczory spędza w mieście, jego mieszkanie (na kredyt oczywiście) służy mu jako sypialnia, najczęściej w towarzystwie kolejno poznawanych kobiet.

Najbliższa koleżanka Czarnego nazywa się Olga. Olga stara się prowadzić zdrowe i uporządkowane życie, które w końcu osiągnie swoją kulminację w postaci szczęśliwej rodziny z dwójką dzieci. Jako, że nie bardzo to Oldze wychodzi, udaje ona, że zupełnie jej na tym nie zależy.

Olgę i Czarnego są jednocześnie kolegami z pracy, przyjaciółmi, którzy się wiecznie kłócą i fuckfriends od czasu do czasu. Łączy ich magnetyzująca relacja skłaniająca przez cały czas czytelnika do pytania: „kiedy oni w końcu będą ze sobą?”. Uważam, że jest to główna linia narracji tych dwóch powieści, sprawiająca, że są one przede wszystkim romansami.

„Pokolenie Ikea” i „Kobiety” to również niezwykle celny obraz Warszawy – miejsca, w którym trudno po dziesięciu godzinach spędzonych za biurkiem korporacji wrócić do domu, zjeść serek homogenizowany i położyć się spać. Tutaj po pracy idzie się na jedno albo lepiej pięć piw albo kupuje wino w markecie po to, aby wypiwszy je przy jakimś serialu, położyć się spać na kilka godzin, by następnego dnia powtórzyć ten wyniszczający rytuał. Rytuał zasłonięty dobrymi ubraniami i perfumami, a podkrążone oczy zamaskowane makijażem lub kremem za dwie stówy.

W opiniach, recenzjach i komentarzach dużo jest o tym, że książki obnażają obraz kobiet w oczach mężczyzn. Mimo, że narracja prowadzona jest przez faceta, to w równym stopniu obnaża ona obraz facetów w oczach kobiet, a właściwie to, jakie kobiety mają oczekiwania wobec facetów. Dokładnie zaś, obnażają szereg kobiecych ambiwalencji, sprzeczności, idiosynkrazji i wahań.

Tak, są to książki krytyczne wobec kobiet, ale nie seksistowskie. Raczej szczere do bólu, balansujące między brutalnym realizmem a romantyzmem. Niewątpliwie są to książki o miłości. Polecam je wszystkim wielbicielom naturalistycznych romansów.